Przetłumaczyłem długi artykuł z The Atlantic "Wojna z chłopcami", z 2000 roku. Opisuje on przewagę kobiet nad mężczyznami w systemie edukacji, i to jak powstała kuriozalna narracja, że jest odwrotnie - oparta na kłamstwach i pseudonauce. 23 lata później, jest tylko o wiele gorzej. Miejscami dodałem kilka linków z obecnych czasów.

w ramach tl;dr można przeczytać pogrubione paragrafy, ewentualnie te podświetlone

Wojna z chłopcami

Uważamy, że to wiemy: Amerykańskie szkoły faworyzują chłopców, a lekceważą dziewczynki. Prawda jest zupełnie odwrotna. Praktycznie pod każdym względem dziewczęta prosperują w szkole; to chłopcy są drugą płcią.

To kiepski czas, żeby być chłopcem w Ameryce. Triumfalne zwycięstwo amerykańskiej drużyny piłki nożnej kobiet na Mistrzostwach Świata zeszłego lata stało się symbolem ducha amerykańskich dziewcząt. Można powiedzieć, że strzelanina w Columbine High zeszłej wiosny symbolizuje ducha amerykańskich chłopców.

To, że chłopcy są w niesławie, nie jest przypadkowe. Przez wiele lat grupy reprezentujące kobiety skarżyły się, że chłopcy czerpią korzyści z systemu szkolnego, który ich faworyzuje i jest stronniczy przeciwko dziewczętom. "Szkoły zaniedbują dziewczęta" - oświadcza Amerykańskie Stowarzyszenie Kobiet Uniwersyteckich. Dziewczęta są "poddawane swoistemu psychologicznemu wiązaniu stóp" - twierdzi dwóch wybitnych psychologów edukacyjnych. W wielu książkach i broszurach przytacza się badania pokazujące nie tylko, że chłopcy są faworytami w klasie, ale także, że są skłonni do przemocy na szkolnym podwórku i molestowania seksualnego.

Zgodnie z poglądem, który zdominował amerykańskie szkolnictwo w ciągu ostatniej dekady, do chłopców żywi się urazę, zarówno dlatego, że są niesprawiedliwie uprzywilejowaną płcią, jak i dlatego, że stanowią przeszkodę na drodze do sprawiedliwości płciowej dla dziewcząt. Ta perspektywa jest promowana w szkołach pedagogicznych i wielu nauczycieli uważa, że dziewczęta potrzebują i zasługują na specjalne względy. "Jest naprawdę jasne, że chłopcy są numerem jeden w tym społeczeństwie i w większości świata" - mówi Patricia O'Reilly, profesor edukacji i dyrektor Centrum Równości Płci na Uniwersytecie w Cincinnati.

Koncepcja, że szkoły i społeczeństwo równają dziewczęta w dół, doprowadziła do powstania szeregu ustaw i regulacji mających na celu ograniczenie przewagi chłopców i naprawienie krzywdy wyrządzonej dziewczętom. To, że dziewczęta są traktowane w szkole jak druga płeć i w konsekwencji cierpią, że chłopcy mają przywileje i w konsekwencji korzystają - to rzeczy, o których zakłada się, że wszyscy wiedzą. Ale nie są one prawdziwe.

Badania, które powszechnie przytacza się na poparcie twierdzeń o męskich przywilejach i męskich grzechach, są pełne błędów. Prawie żadne z nich nie zostało opublikowane w recenzowanych czasopismach naukowych. Okazuje się, że niektórych danych w tajemniczy sposób brakuje.

Przegląd faktów pokazuje, że to chłopcy, a nie dziewczynki, znajdują się po słabszej stronie edukacyjnej luki między płciami. Typowy chłopiec jest o półtora roku opóźniony w czytaniu i pisaniu w stosunku do typowej dziewczynki; jest mniej zaaangażowany w naukę i mniej prawdopodobne jest, że pójdzie na studia. W 1997 roku na studia dzienne przyjęto 45% mężczyzn i 55% kobiet. Departament Edukacji przewiduje, że odsetek chłopców w klasach wyższych będzie się nadal zmniejszał.

Ratio kobiet i mężczyzn przyjętych na studia, 1970-2019

Pomimo tego, że w standaryzowanych testach kobiety są gorsze od mężczyzn w matematyce, i porównywalne - czasem minimalnie lepsze - w umiejętnościach językowych. Link do wyników kobiet w porównaniu z mężczyznami, egzaminy SAT (odpowiedniki matur), 1967-2021

Dane Departamentu Edukacji USA i kilku ostatnich badań przeprowadzonych na uniwersytetach pokazują, że dzisiejsze dziewczęta nie są nieśmiałe i zdemoralizowane, lecz górują nad chłopcami. Otrzymują lepsze oceny.


(Sci-Hub) Gender Bias in teachers' grading: Co jest w ocenie?

Powszechnym zjawiskiem empirycznym w różnych krajach jest to, że średnio dziewczęta osiągają lepsze wyniki z języka, a chłopcy z matematyki. Uzupełniamy istniejące dane empiryczne, łącząc wyniki testów kwalifikacyjnych i oceny nauczycieli dotyczące osiągnięć 15-letnich uczniów z matematyki i języka ojczystego w Czechach, a ponadto badamy możliwą stronniczość nauczycieli w ocenianiu ze względu na płeć.

Kierunki szacowanych przez nas różnic w wynikach osiąganych przez dziewczęta i chłopców są zgodne z tendencjami międzynarodowymi i dowodzą, że nauczyciele faworyzują dziewczęta zarówno w matematyce, jak i w zakresie języka ojczystego. Efekt płci w ocenach jest znaczny w obrębie całej skali osiągnięć i nie można go wyjaśnić ani różnicami w postrzeganiu przez uczniów stresu związanego z egzaminami, ani nastawieniem uczniów do danego przedmiotu.

Najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie jest takie, że różnice w ocenach między płciami wynikają z różnic w umiejętnościach niekognitywnych, takich jak zachowanie w klasie i zadania domowe, które wpływają na oceny wystawiane przez nauczycieli, ale nie na wyniki egzaminów. Ponieważ oceny stanowią główną informację zwrotną o osiągnięciach uczniów w nauce i kluczowy czynnik w podejmowaniu decyzji o ich przyszłej karierze akademickiej, stronnicze ocenianie może powodować nieefektywność systemu edukacyjnego, a w konsekwencji może negatywnie wpływać na przyszłe życie zawodowe.


Powrót do artykułu

Mają wyższe aspiracje edukacyjne. Podejmują bardziej rygorystyczne programy akademickie i częściej uczestniczą w zajęciach dla zaawansowanych. Według danych National Center for Education Statistics nieco więcej dziewcząt niż chłopców zapisuje się na kursy matematyczne i przyrodnicze na zaawansowanym poziomie. Dziewczęta, rzekomo nieśmiałe i pozbawione pewności siebie, są obecnie liczniejsze od chłopców w samorządzie uczniowskim, w stowarzyszeniach honorowych, w gazetkach szkolnych i w klubach dyskusyjnych. Jedynie w sporcie chłopcy mają przewagę, a grupy działające na rzecz kobiet starają się z całą mocą zwalczać tę lukę. Dziewczęta czytają więcej książek. Są lepsze od chłopców w testach sprawdzających zdolności artystyczne i muzyczne. Więcej dziewcząt niż chłopców studiuje za granicą. Więcej dołącza do Korpusu Pokoju.

Jednocześnie więcej chłopców niż dziewcząt jest zawieszanych w prawach ucznia. Więcej chłopców powtarza klasę, i więcej rezygnuje z dalszej nauki. Trzykrotnie częściej diagnozuje się u nich ADHD. Więcej chłopców niż dziewcząt jest uwikłanych w przestępczość, alkohol i narkotyki. Dziewczęta częściej niż chłopcy podejmują próby samobójcze, ale to właśnie chłopcom częściej się to udaje. W typowym roku, 1997, samobójstwo popełniło 4 483 ludzi w wieku od 5 do 24 lat: 701 kobiet i 3 782 mężczyzn.

W technicznym języku ekspertów edukacyjnych dziewczęta są bardziej "zaangażowane" akademicko. W zeszłym roku artykuł w The CQ Researcher na temat męskich i żeńskich osiągnięć w nauce opisywał powszechną obserwację rodziców: "Córki chcą przypodobać się swoim nauczycielom, poświęcając dodatkowy czas na projekty, robiąc dodatkowe zaliczenia, odrabiając prace domowe tak schludnie, jak to tylko możliwe. Synowie w pośpiechu odrabiają zadania domowe i wybiegają na zewnątrz, żeby się pobawić, nie przejmując się tym, jak nauczyciel oceni ich niechlujną pracę."

Zaangażowanie szkolne jest kluczowym wyznacznikiem sukcesu ucznia. Amerykański Departament Edukacji ocenia zaangażowanie uczniów według następujących kryteriów: "Ile czasu uczniowie poświęcają na pracę domową każdego wieczoru?" oraz "Czy uczniowie przychodzą na zajęcia przygotowani i gotowi do nauki? (Czy przynoszą książki i ołówki? Czy odrobili pracę domową?) "Według badań przeprowadzonych wśród uczniów czwartej, ósmej i dwunastej klasy dziewczęta stale odrabiają więcej zadań domowych niż chłopcy. W dwunastej klasie chłopcy cztery razy częściej niż dziewczęta nie odrabiają zadań domowych. Podobnie więcej chłopców niż dziewcząt przyznaje, że "zazwyczaj" lub "często" przychodzi do szkoły bez przyborów lub bez odrobionej pracy domowej.

Różnica w wynikach między chłopcami i dziewczętami w szkole średniej prowadzi bezpośrednio do rosnącej różnicy między liczbą mężczyzn i kobiet przyjmowanych na studia. Departament Edukacji podaje, że w 1996 roku na studia zapisało się 8,4 miliona kobiet i tylko 6,7 miliona mężczyzn. Przewiduje się, że kobiety utrzymają i zwiększą swoją przewagę w następnej dekadzie, a w 2007 roku liczba ta wyniesie 9,2 miliona kobiet i 6,9 miliona mężczyzn.

Dekonstrukcja wyników egzaminacyjnych

Feministki nie mogą zaprzeczyć, że dziewczynki dostają lepsze oceny, są bardziej zaangażowane w naukę i stanowią obecnie większość w szkolnictwie wyższym. Twierdzą jednak, że te przewagi nie są decydujące. Chłopcy, jak zauważają, uzyskują wyższe wyniki niż dziewczęta w prawie każdym znaczącym teście standaryzowanym - zwłaszcza w Scholastic Assessment Test oraz w testach wstępnych na studia prawnicze, medyczne i magisterskie.

W 1996 roku napisałam artykuł dla Education Week o tym, o ile dziewczęta wyprzedzają chłopców. Wykorzystując dane dotyczące wyników testów, które sugerują, że chłopcy radzą sobie lepiej niż dziewczynki, David Sadker, profesor edukacji na Uniwersytecie Amerykańskim i współautor książki Uchybienia Sprawiedliwości: Jak Amerykańskie Szkoły Oszukują Dziewczęta (1994), napisał: "Jeśli dziewczęta świetnie sobie radzą w szkole, jak pisze Christina Hoff Sommers, to testy są ślepe na ich osiągnięcia". W teście SAT 1998 chłopcy uzyskali 35 punktów (na 800 możliwych) więcej niż dziewczęta z matematyki i 7 punktów więcej z angielskiego. Wyniki te wydają się sprzeczne z wszelkimi innymi pomiarami osiągnięć szkolnych. W niemal wszystkich innych dziedzinach chłopcy pozostają w tyle za dziewczętami. Dlaczego mają lepsze wyniki w testach?

Czy Sadker ma rację, sugerując, że jest to przejaw uprzywilejowanego statusu chłopców? Odpowiedź brzmi: nie. Uważne przyjrzenie się grupie uczniów przystępujących do testów SAT pokazuje, że słabsze wyniki dziewcząt mają niewiele lub nic wspólnego z dyskryminacją czy niesprawiedliwością. W rzeczywistości wyniki te nie oznaczają nawet słabszych osiągnięć dziewcząt.

Przede wszystkim, według College Bound Seniors, corocznego raportu na temat osób przystępujących do standardowych testów, publikowanego przez College Board, do egzaminu SAT przystępuje znacznie więcej dziewcząt "zagrożonych" niż chłopców "zagrożonych" - dziewcząt z domów o niższych dochodach lub z rodzicami, którzy nigdy nie ukończyli szkoły średniej lub nie uczęszczali na studia. "Te cechy" - czytamy w raporcie - "wiążą się z niższymi niż przeciętne wynikami SAT". Zamiast błędnie wykorzystywać wyniki testów SAT jako dowód na dyskryminację dziewcząt, uczeni powinni martwić się o chłopców, którzy nie stawiają się na egzaminach, które są im potrzebne, aby rozpocząć studia wyższe.

Inny czynnik powodujący, że wyniki testów wydają się faworyzować chłopców. Nancy Cole, prezes Educational Testing Service, nazywa to zjawisko "rozrzutem". Wyniki niemal każdego testu na inteligencję lub osiągnięcia są bardziej zróżnicowane u chłopców niż u dziewcząt - wśród chłopców jest więcej wybitnych uczniów i więcej uczniów o znikomych zdolnościach. Albo, jak ujął to kiedyś politolog James Q. Wilson, "jest więcej męskich geniuszy i więcej męskich idiotów".

Chłopcy dominują również na listach osób porzucających naukę, ponoszących porażki i mających trudności w nauce. Uczniowie z tych grup rzadko podchodzą do testów wstępnych na studia. Z drugiej strony, wyjątkowi chłopcy, którzy poważnie traktują szkołę, nieproporcjonalnie często biorą udział w standardowych testach. Działaczki na rzecz równości płci, takie jak Sadker, powinny konsekwentnie stosować swoją logikę: jeśli brak dziewcząt w górnej części rozkładu zdolności jest dowodem niesprawiedliwości wobec dziewcząt, to nadmiar chłopców w dolnej części powinien być uznany za dowód niesprawiedliwości wobec chłopców.

Apex Fallacy (link prowadzi do RationalWiki, która użycie tego przeciwko feminizmowi wyśmiewa (bo ta wiki posiada konkretny punkt widzenia, nazwa to kpina). Ale opisuje dobrze na czym polega

Załóżmy, że odwrócimy naszą uwagę od wysoce zmotywowanych, samowolnie wybranych 2/5 uczniów szkół średnich, którzy podchodzą do egzaminu SAT, i zamiast tego weźmiemy pod uwagę prawdziwie reprezentatywną próbkę amerykańskich uczniów. Jak wyglądałoby porównanie dziewcząt i chłopców? Cóż, mamy odpowiedź. Krajowa Ocena Postępów Edukacyjnych, rozpoczęta w 1969 roku i zlecona przez Kongres, oferuje najlepszy i najbardziej kompleksowy pomiar osiągnięć uczniów na wszystkich poziomach zdolności.

W ramach programu NAEP od 70 000 do 100 000 uczniów z czterdziestu czterech stanów jest testowanych w zakresie czytania, pisania, matematyki i nauk ścisłych w wieku 9, 13 i 17 lat.

1996 roku siedemnastoletni chłopcy byli lepsi od siedemnastoletnich dziewcząt o pięć punktów z matematyki i osiem punktów z nauk ścisłych, natomiast dziewczęta były lepsze od chłopców o czternaście punktów z czytania i siedemnaście punktów z pisania. W ostatnich latach dziewczęta nadrabiają zaległości w matematyce i naukach ścisłych, podczas gdy chłopcy pozostają daleko w tyle w czytaniu i pisaniu.

W numerze Science z lipca 1995 roku Larry V. Hedges i Amy Nowell, badacze z Uniwersytetu w Chicago, zauważyli, że braki dziewcząt w matematyce są niewielkie, ale nie nieistotne. Zauważyli, że te braki mogą negatywnie wpłynąć na liczbę kobiet, które "wyróżniają się w zawodach naukowych i technicznych.

W odniesieniu do braków w umiejętności pisania u chłopców napisali: "Duże różnice między płciami w umiejętnościach pisania (...) są alarmujące". Dane sugerują, że mężczyźni są przeciętnie w bardzo niekorzystnej sytuacji w zakresie tej podstawowej umiejętności". Następnie ostrzegają,

Duża liczba mężczyzn, którzy osiągają najniższe wyniki w czytaniu ze zrozumieniem i pisaniu, ma także konsekwencje polityczne. Wydaje się prawdopodobne, że osoby z tak niskimi umiejętnościami czytania i pisania będą miały trudności ze znalezieniem zatrudnienia w gospodarce, która w coraz większym stopniu opiera się na przetwarzaniu informacji. Dlatego może być potrzebna jakaś interwencja, która umożliwi im konstruktywne uczestnictwo w społeczeństwie.

Hedges i Nowell opisali poważny problem o skali ogólnokrajowej, ale ponieważ wszędzie skupiono się na deficytach dziewcząt, niewielu Amerykanów wie o tym problemie lub nawet podejrzewa, że on istnieje.

Tak dalece zaakceptowano mit o kryzysie uczennic, że nawet nauczyciele, którzy na co dzień pracują z uczniami i uczennicami, odruchowo wykluczają wszelkie próby podważenia tego mitu lub dowody wskazujące na bardzo realny kryzys wśród chłopców. Trzy lata temu szkoła średnia Scarsdale w Nowym Jorku zorganizowała warsztaty dla kadry nauczycielskiej poświęcone równości płci. Był to standardowy program dziewczęta-są-dyskryminowane, z jedną znaczącą różnicą.

Jeden z uczniów wygłosił prezentację, w której wskazał na dowody sugerujące, że dziewczęta w Scarsdale High są zdecydowanie bardziej zaawansowane niż chłopcy. David Greene, nauczyciel wiedzy o społeczeństwie, myślał, że uczeń musi się mylić, ale kiedy wraz z kolegami przeanalizował rozkład ocen w szkole, okazało się, że uczeń miał rację. Odkryli niewielką lub wręcz zerową różnicę w ocenach chłopców i dziewcząt w zaawansowanych klasach nauk społecznych. Natomiast w klasach standardowych dziewczęta radziły sobie o wiele lepiej.

Greene odkrył jeszcze jedną rzecz: niewielu chciało słyszeć o jego zaskakujących ustaleniach. Podobnie jak w innych szkołach, w Scarsdale High panuje przekonanie, że dziewczęta są systematycznie pozbawiane szans. To przekonanie dominuje w szkolnej komisji ds. równości płci i doprowadziło do tego, że szkoła oferuje specjalny przedmiot obieralny dla starszych uczniów poświęcony równości płci. Greene próbował poruszyć temat słabych wyników mężczyzn ze swoimi kolegami. Wielu z nich przyznaje, że w klasach, w których uczą, dziewczynki radzą sobie lepiej niż chłopcy, ale nie postrzegają tego jako części większego wzorca. Po tylu latach słuchania o uciszanych, dyskryminowanych dziewczynkach nauczyciele nie traktują na poważnie sugestii, że chłopcy nie radzą sobie tak dobrze jak dziewczynki, nawet jeśli widzą to na własne oczy w swoich klasach.

Niesamowita Kurcząca Się Dziewczyna

Jak znaleźliśmy się w tym dziwacznym położeniu? Jak doszło do tego, że uwierzyliśmy w obraz amerykańskich chłopców i dziewcząt, który jest odwrotnością prawdy? I dlaczego to przekonanie przetrwało, zostało usankcjonowane w prawie, wkodowane w politykę rządową i politykę szkół, mimo przytłaczających dowodów przeciwko niemu? Odpowiedź ma wiele wspólnego z jedną z najbardziej znanych kobiet amerykańskiej akademii - Carol Gilligan, pierwszą profesor Gender Studies na Harvardzie.

Gilligan po raz pierwszy zyskała powszechną uwagę w 1982 roku, kiedy to opublikowała książkę In a Different Voice, o której za chwilę będzie mowa w tym artykule. W 1990 roku Gilligan oznajmiła, że dorastające dziewczęta w Ameryce przeżywają kryzys. Według niej "Gdy rzeka życia dziewczynki spływa do morza kultury Zachodu, grozi jej utonięcie lub zniknięcie". Gilligan przedstawiła niewiele konwencjonalnych dowodów na poparcie tego alarmującego stwierdzenia.

Trudno sobie wyobrazić, jakiego rodzaju badania empiryczne mogłyby potwierdzić tak obszerne twierdzenie. Szybko jednak zdobyła potężnych zwolenników. W bardzo krótkim czasie rzekomo bezbronny i zdemoralizowany stan dorastających dziewcząt osiągnął status sytuacji kryzysowej w kraju.

Popularni autorzy, zelektryzowani rewelacjami Gilligan, zaczęli wszędzie dostrzegać dowody kryzysu. Anna Quindlen, ówczesna felietonistka New York Timesa, w felietonie z 1990 roku opowiadała, jak badania Gilligan rzuciły złowieszczy cień na obchody drugich urodzin jej córki: "Moja córka jest gotowa do wkroczenia w świat, jakby życie było zupą z kurczaka, a ona zachwyconą kluską. Praca profesor Carol Gilligan z Harvardu sugeruje, że po ukończeniu 11 lat to się zmieni, że nawet ta pełna życia mała dziewczynka wycofa się i skurczy".

Wkrótce pojawiło się wiele popularnych książek, w tym Failing at Fairness Myry i Davida Sadkera oraz Schoolgirls Peggy Orenstein: Young Women, Self-Esteem, and the Confidence Gap (1994). Elizabeth Gleick napisała w Time w 1996 roku o nowym trendzie w literackiej wiktymologii: "Dziesiątki nastolatek z problemami przewijają się przez strony: kompozycyjne szkice Charlott, Whitney i Danielles, które zostały zgwałcone, które cierpią na bulimię, które mają przekłute ciała lub ogolone głowy, które zmagają się z surowymi, religijnymi rodzinami lub są dotknięte gorzkim rozwodem rodziców".

Dorastające dziewczęta były zarówno żałowane, jak i podziwiane. Powieściopisarka Carolyn See napisała w The Washington Post w 1994 roku: "Najbardziej bohaterskimi, nieustraszonymi, pełnymi wdzięku, torturowanymi istotami ludzkimi w tym kraju muszą być dziewczęta w wieku od 12 do 15 lat". W tym samym duchu Sadkers w Failing at Fairness przewidział los pełnej życia sześciolatki na szczycie zjeżdżalni na placu zabaw: "Stała na swoich silnych nogach, z głową odrzuconą do tyłu i szeroko rozłożonymi rękami. Jako władczyni placu zabaw była u szczytu swojego świata. "Ale wszystko miało się wkrótce zmienić: "Gdyby aparat fotograficzny sfotografował dziewczynkę (...) w wieku 12 lat, a nie 6 (...), patrzyłaby na ziemię, a nie na niebo; jej poczucie własnej wartości byłoby coraz bardziej spadającą spiralą".

Obraz zdezorientowanych i osamotnionych dziewcząt walczących o przetrwanie był rysowany wciąż na nowo, z dodawaniem szczegółów i coraz większą pilnością. Mary Pipher, psycholog kliniczny, napisała w książce Reviving Ophelia (1994), która odniosła największy sukces wśród książek o dziewczynach w kryzysie: "Coś dramatycznego dzieje się z dziewczynami we wczesnym okresie dojrzewania. Tak jak samoloty i statki znikają w tajemniczy sposób w Trójkącie Bermudzkim, tak samo jaźnie dziewcząt masowo schodzą na dno. Rozbijają się i płoną".

Opis nastolatek w Ameryce jako uciszanych, torturowanych i w inny sposób pomniejszanych był (i jest) rzeczywiście niepokojący. Ale nigdy nie przedstawiono żadnych prawdziwych dowodów na poparcie tej tezy. Z pewnością ani Gilligan, ani popularni pisarze, którzy poszli w jej ślady, nie przedstawili niczego, co przypominałoby solidne dowody empiryczne, zebrane zgodnie z konwencjonalnymi protokołami badań nauk społecznych.

Uczeni, którzy trzymają się tych protokołów, opisują dorastające dziewczęta w znacznie bardziej optymistycznych kategoriach. Anne Petersen, była profesor rozwoju nastolatków i pediatrii na Uniwersytecie w Minnesocie, a obecnie starszy wiceprezes Fundacji W. K. Kellogga, podaje konsensus naukowców zajmujących się psychologią nastolatków: "Obecnie wiadomo, że większość nastolatków obu płci pomyślnie przechodzi przez ten okres rozwojowy bez większych zaburzeń psychicznych lub emocjonalnych, rozwija pozytywne poczucie tożsamości osobistej i udaje im się nawiązać adaptacyjne relacje rówieśnicze z rodziną". Daniel Offer, profesor psychiatrii z Northwestern, zgadza się z tą opinią. Powołuje się na "nową generację badań", które stwierdzają, że 80 procent nastolatków jest normalnych i dobrze przystosowanych.

W czasie, kiedy Gilligan ogłaszała swój kryzys, w badaniu przeprowadzonym przez Uniwersytet Michigan zapytano naukowo dobraną próbę 3000 uczniów szkół średnich: "Biorąc wszystko pod uwagę, jak oceniasz dzisiejsze czasy - czy powiedziałabyś, że jesteś bardzo szczęśliwa, dość szczęśliwa czy niezbyt szczęśliwa?". Prawie 86% dziewcząt i 88% chłopców odpowiedziało, że są "całkiem szczęśliwi" lub "bardzo szczęśliwi". Jeśli ankietowane dziewczęta zostały złapane w "przyspieszającą spiralę upadku", nie były tego świadome.

W przeciwieństwie do historii opowiadanej przez Giligan i jej zwolenników, na początku lat 90. amerykańskie dziewczęta rozkwitały w bezprecedensowy sposób. Z pewnością niektóre - w tym wiele osób, które trafiły do gabinetów psychologów klinicznych - czuły, że rozbijają się i toną w morzu Zachodniej kultury. Ale zdecydowana większość była zajęta w bardziej konstruktywny sposób, wyprzedzając chłopców w klasach podstawowych i średnich, składając rekordową liczbę podań do college'u, uczęszczając na wymagające zajęcia akademickie, wstępując do drużyn sportowych i ogólnie ciesząc się większą wolnością i możliwościami niż jakiekolwiek inne młode kobiety w historii.

Ogromna rozbieżność między tym, co Gilligan twierdzi, że odkryła na temat dorastających dziewcząt, a tym, czego dowiedzieli się liczni inni naukowcy, rodzi oczywiste pytania o jakość badań Gilligan. Carol Gilligan jest bardzo znaną postacią. Dziennikarze rutynowo powołują się na jej badania nad wyjątkową psychologią moralną kobiet. W 1984 roku została Kobietą Roku magazynu Time, a w 1996 roku Time umieścił ją na swojej krótkiej liście najbardziej wpływowych Amerykanów. W 1997 roku otrzymała 250 000 dolarów nagrody Heinza za "przekształcenie paradygmatu tego, co to znaczy być człowiekiem".

Taka transformacja byłaby z pewnością nie lada wyczynem. Przynajmniej wymagałaby dużej ilości dowodów empirycznych. Większość opublikowanych badań Gilligan to jednak anegdoty oparte na niewielkiej liczbie rozmów. Jej dane nie są dostępne do wglądu, co budzi uzasadnione wątpliwości co do ich wartości merytorycznej i przekonywalności.

W książce In a Different Voice postawiła prowokacyjną tezę, że mężczyźni i kobiety mają wyraźnie odmienne sposoby radzenia sobie z dylematami moralnymi. Opierając się na danych z trzech przeprowadzonych przez siebie badań, Gilligan stwierdziła, że kobiety są zazwyczaj bardziej opiekuńcze, mniej rywalizujące i mniej abstrakcyjnie myślące niż mężczyźni; mówią "innym głosem". Kobiety podchodzą do kwestii moralnych stosując "etykę troski". Z kolei mężczyźni podchodzą do kwestii moralnych, stosując reguły i abstrakcyjne zasady; jest to "etyka sprawiedliwości". Gilligan argumentowała dalej, że styl moralny kobiet nie został wystarczająco zbadany przez profesjonalnych psychologów. Skarżyła się, że całe dziedziny psychologii i filozofii moralnej zostały zbudowane na badaniach, które wykluczały kobiety.

Książka In a Different Voice odniosła natychmiastowy sukces. Sprzedała się w ponad 600 000 egzemplarzy i została przetłumaczona na dziewięć języków. Recenzent Vogue tak tłumaczył jej atrakcyjność: "[Gilligan] obala stare uprzedzenia wobec kobiet. Zmienia cechy uważane za słabości kobiet i pokazuje je jako mocne strony człowieka. Nie da się rozważyć jej idei bez podniesienia swojej oceny kobiet".

Książka spotkała się z mieszaną reakcją feministek. Niektóre z nich - takie jak filozofki Virginia Held i Sara Ruddick oraz osoby z różnych dziedzin, które zaczęły być znane jako "feministki różnic" - były podekscytowane pomysłem, że kobiety różnią się od mężczyzn i zapewne są od nich lepsze. Jednak inne akademickie feministki atakowały Gilligan za wzmacnianie stereotypów dotyczących kobiet jako opiekunek i wychowawczyń.

Wielu psychologów akademickich, zarówno feministycznych, jak i niefeministycznych, uważało, że twierdzenia Gilligan o odrębnych męskich i kobiecych orientacjach moralnych są nieprzekonujące i nie mają oparcia w danych empirycznych. Lawrence Walker z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej dokonał przeglądu 108 badań dotyczących różnic między płciami w rozwiązywaniu problemów moralnych. W 1984 roku w artykule przeglądowym w czasopiśmie Child Development stwierdził, że "różnice płciowe w rozumowaniu moralnym w późnym okresie dojrzewania i w młodości są rzadkie".

W 1987 roku trzech psychologów z Oberlin College podjęło próbę przetestowania hipotezy Gilligan: przeprowadzili test rozumowania moralnego wśród 101 studentów i studentek i doszli do wniosku, że "nie było wiarygodnych różnic między płciami (...) w kierunkach przewidywanych przez Gilligan" Zgadzając się z Walker, badacze z Oberlin stwierdzili, że "Gilligan nie udało się dostarczyć akceptowalnego empirycznego wsparcia dla swojego modelu".

Teza książki "In a Different Voice" opiera się na trzech badaniach przeprowadzonych przez Gilligan: "badaniu studentów college'u", "badaniu decyzji o aborcji" oraz "badaniu praw i obowiązków". Oto jak Gilligan opisała ostatnie z nich.

Badanie to obejmowało próbę mężczyzn i kobiet dobranych pod względem wieku, inteligencji, wykształcenia, zawodu i klasy społecznej w dziewięciu punktach cyklu życia: w wieku 6-9, 11, 15, 19, 22, 25-27, 35, 45 i 60 lat. Z całej próby 144 osób (8 mężczyzn i 8 kobiet w każdym wieku), w tym z bardziej intensywnie badanej podpróby 36 osób (2 mężczyzn i 2 kobiety w każdym wieku), zebrano dane dotyczące koncepcji siebie i moralności, doświadczeń związanych z konfliktami moralnymi i wyborami oraz ocen hipotetycznych dylematów moralnych.

Ten opis to wszystko, czego dowiadujemy się o mechanizmie badania, które wydaje się nie mieć nazwy; nigdy nie zostało opublikowane, nie było recenzowane. W każdym razie miało ono bardzo mały zasięg i liczbę uczestników. A dane są zaskakująco niedostępne. We wrześniu 1998 roku moja asystentka Elizabeth Bowen skontaktowała się z biurem Gilligan i zapytała, gdzie może znaleźć kopie trzech badań, które były podstawą In a Different Voice. Asystentka Gilligan, Tatiana Bertsch, powiedziała jej, że nie są one dostępne i nie są w domenie publicznej; ze względu na wrażliwość danych (zwłaszcza badania nad aborcją) informacje zostały utajnione. Zapytana o miejsce przechowywania badań, Bertsch wyjaśniła, że oryginalne dane są przygotowywane do umieszczenia w bibliotece Harvardu: "Są one fizycznie w biurze. Jesteśmy w trakcie wysyłania ich do archiwum w Murray Center".

W październiku 1998 roku Hugh Liebert, student drugiego roku Harvardu, który poprzedniego lata był moim asystentem, rozmawiał z Bertsch. Powiedziała mu, że dane nie będą dostępne do końca roku akademickiego, dodając: "Zostały utajnione, ponieważ kwestie poruszone w badaniu są tak delikatne". Zasugerowała, żeby sprawdzał temat od czasu do czasu. Spróbował ponownie w marcu. Tym razem poinformowała go: "W najbliższym czasie nie będą dostępne".

We wrześniu Liebert spróbował jeszcze raz. Wysłał wiadomość e-mail bezpośrednio do Gilligan, ale Bertsch odesłała odpowiedź.

Żadne z badań In a Different Voice nie zostało opublikowane. Jesteśmy w trakcie przekazywania badań nad studentami do Centrum Badań Murray'a w Radcliffe, ale nie będzie to możliwe jeszcze przez rok. W tym momencie profesor Gilligan nie planuje upublicznić badań nad aborcją ani nad prawami i obowiązkami. Przykro nam, że żadna z interesujących Cię pozycji nie jest dostępna.

Brendan Maher jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu Harvarda i byłym przewodniczącym wydziału psychologii. Opowiedziałem mu o niedostępności danych Gilligan i tłumaczeniach, że ich wrażliwa natura uniemożliwia publiczne rozpowszechnianie. Roześmiał się i powiedział: "To niezwykłe mówić, że czyjeś dane są zbyt wrażliwe, by inni mogli je zobaczyć". Zwrócił uwagę, że istnieją standardowe metody postępowania z materiałami poufnymi w badaniach. Nie podaje się nazwisk, ale podaje się surowe wyniki, "żeby inni mogli sprawdzić, czy mogą zreplikować twoje badanie". Badacz musi również ujawnić, w jaki sposób dobrano uczestników badania, jak rejestrowano wywiady oraz jaką metodą wydobywano sens z uzyskanych danych.

Polityka przebrana za naukę

Idee Gilligan dotyczące zdemoralizowanych nastolatków miały szczególny oddźwięk w organizacjach działających na rzecz kobiet, które już wcześniej były zaangażowane w tezę, że nasze społeczeństwo nie jest przychylne kobietom. Zainteresowanie wzbudziło zwłaszcza w szanowanym i politycznie wpływowym American Association of University Women. Jego członkowie byli "zaintrygowani i zaniepokojeni" badaniami Gilligan. Chcieli wiedzieć więcej.

W 1990 roku The New York Times Sunday Magazine opublikował pełen podziwu profil Gilligan, który obwieścił odkrycie ukrytego kryzysu wśród dziewcząt w kraju. Wkrótce potem AAUW zleciło przeprowadzenie badań firmie Greenberg-Lake. Ankieterzy zapytali 3000 dzieci (2400 dziewczynek i 600 chłopców z klas od czwartej do dziesiątej) o ich samoocenę. W 1991 roku stowarzyszenie ogłosiło niepokojące wyniki w raporcie zatytułowanym Shortchanging Girls, Shortchanging America: "Dziewczynki w wieku ośmiu i dziewięciu lat są pewne siebie, asertywne i czują się autorytetem. Jednak większość z nich wychodzi z okresu dojrzewania ze słabym obrazem siebie, ograniczonymi poglądami na temat swojej przyszłości i miejsca w społeczeństwie oraz z dużo mniejszą wiarą w siebie i swoje możliwości." Anne Bryant, dyrektor wykonawczy AAUW i ekspertka w dziedzinie public relations, zorganizowała kampanię medialną, by rozpowszechnić informację o odkryciu "nieuświadomionej amerykańskiej tragedii".

Gazety i czasopisma w całym kraju donosiły o tym, że dziewczęta są narażone na negatywne skutki uprzedzeń płciowych, które niszczą ich poczucie własnej wartości. Sharon Schuster, ówczesna przewodnicząca AAUW, szczerze wyjaśniła dziennikowi The New York Times, dlaczego stowarzyszenie w ogóle podjęło się przeprowadzenia badań: "Chcieliśmy poprzeć nasze przekonanie o tym, że dziewczęta są zaniedbywane w klasie, pewnymi faktami".

W czasie, gdy badania AAUW nad poczuciem własnej wartości trafiały na pierwsze strony gazet, mało znane czasopismo Science News, które od 1922 roku dostarcza zainteresowanym gazetom informacji o osiągnięciach naukowych i technicznych, donosiło o sceptycznej reakcji czołowych specjalistów w dziedzinie rozwoju młodzieży.

Roberta Simmons, profesor socjologii na Uniwersytecie w Pittsburgu (opisana przez Science News jako "dyrektorka najambitniejszego jak dotąd długoterminowego badania samooceny nastolatków"), powiedziała, że jej badania nie wykazały niczego, co przypominałoby znaczną różnicę między płciami opisaną przez AAUW. Według Simmons "większość dzieci przechodzi przez lata od 10 do 20 bez większych problemów i z rosnącym poczuciem własnej wartości". Wątpliwości Simmons i kilku innych wybitnych ekspertów nie zostały jednak opisane w setkach artykułów prasowych, które powstały w wyniku badań Greenberg-Lake.

AAUW szybko zleciło przeprowadzenie drugiego badania, zatytułowanego "Jak Szkoły Zaniedbują Dziewczęta". Badanie to, przeprowadzone przez Wellesley College Center for Research on Women i opublikowane w 1992 roku, koncentrowało się na rzekomym wpływie seksizmu na osiągnięcia szkolne dziewcząt. Stwierdzono w nim, że szkoły obniżają samoocenę dziewcząt poprzez "systematyczne oszukiwanie dziewcząt w kwestii uwagi, którą poświęca się im w klasie". Takie uprzedzenia prowadzą do obniżenia aspiracji i pogorszenia wyników w nauce. Kryzys Carol Gilligan został przekształcony w problem praw obywatelskich: dziewczęta padły ofiarą powszechnej dyskryminacji ze względu na płeć. "Implikacje są jasne" - powiedział AAUW. "System musi się zmienić".

Z wielkim rozmachem "Jak Szkoły Zaniedbują Dziewczęta" trafiło do wyjątkowo bezkrytycznych mediów. Artykuł Susan Chiry dla "The New York Times" z 1992 roku był typowy dla relacji medialnych w całym kraju. Nagłówek brzmiał: "Dyskryminacja Dziewcząt Jest Powszechna W Szkołach I Powoduje Długotrwałe Szkody". Artykuł ten został później powielony przez AAUW i wysłany jako element kampanii fundraisingowej. Chira nie przeprowadziła ani jednego wywiadu z krytykami badań.

W Marcu ubiegłego roku zadzwoniłam do Chiry i zapytałam o sposób, w jaki potraktowała badania AAUW. Zapytałam, czy dziś napisałaby swój artykuł w ten sam sposób. Nie - odpowiedziała, podkreślając, że od tego czasu dowiedzieliśmy się znacznie więcej o problemach chłopców w szkole. Dlaczego nie zasięgnęła opinii przeciwników? Wyjaśniła, że była w podróży, kiedy ukazały się badania AAUW, i miała niewiele czasu. Tak, być może za bardzo polegała na raporcie AAUW. Próbowała skontaktować się z Diane Ravitch, która była wtedy byłą asystentką sekretarza edukacji USA i była znaną krytyczką badań prowadzonych przez organizacje działające na rzecz kobiet, ale bezskutecznie.

Po sześciu latach od wydania książki "Jak Szkoły Zaniedbują Dziewczęta", "The New York Times" opublikował artykuł, który poddał w wątpliwość jej wiarygodność. Tym razem reporterka Tamar Lewin dotarła do Diane Ravitch, która powiedziała jej:

"Ten raport z 1992 AAUW był całkowicie fałszywy. Najdziwniejsze było to, że ukazał się on właśnie w czasie, gdy dziewczęta wyprzedziły chłopców w niemal każdej dziedzinie. Być może dwadzieścia lat wcześniej była to trafna teza, ale ukazanie się jej w tym czasie było jak nazwanie ślubu pogrzebem.... Wprowadzono wiele specjalnych programów dla dziewcząt, a nikt nie zwracał uwagi na chłopców".

Jedną z wielu rzeczy, co do których raport się mylił, była słynna luka "zgłaszania się do odpowiedzi". Według AAUW: "W badaniu przeprowadzonym przez Sadkersa chłopcy w szkole podstawowej i średniej wywoływali odpowiedzi osiem razy częściej niż dziewczęta. Kiedy chłopcy odpowiadali, nauczyciele ich słuchali. Natomiast kiedy wołały dziewczęta, mówiono im: 'podnieś rękę, jeśli chcesz zabrać głos'".

Jednak badania Sadkera okazały się wybrakowane i bez znaczenia. W 1994 roku Amy Saltzman z U.S. News & World Report poprosiła Davida Sadkera o kopię badań potwierdzających twierdzenie, że liczba wywołań wynosi osiem do jednego. Sadker powiedział, że przedstawił wyniki badań w niepublikowanym artykule na sympozjum sponsorowanym przez American Educational Research Association; ani on, ani AERA nie dysponują jego kopią. Sadker przyznał Saltzmanowi, że wskaźnik ten mógł być niedokładny.

Sadker przyznał Saltzmanowi, że wskaźnik ten mógł być niedokładny. Saltzman przytoczył niezależne badania przeprowadzone przez Gail Jones, profesora edukacji na Uniwersytecie Karoliny Północnej w Chapel Hill, z których wynika, że chłopcy wołali tylko dwa razy częściej niż dziewczynki. Niezależnie od tego, jaka jest dokładna liczba, nikt nie wykazał, że pozwolenie uczniowi na wywoływanie odpowiedzi w klasie daje jakąkolwiek przewagę w nauce. To, co daje przewagę, to koncentracja uwagi ucznia. Chłopcy są mniej skupieni - co może tłumaczyć, dlaczego niektórzy nauczyciele częściej ich wzywają do odpowiedzi lub są bardziej tolerancyjni wobec wywoływania.

Pomimo tych błędów, kampania mająca na celu przekonanie opinii publicznej, że dziewczęta są poniżane osobiście i akademicko, odniosła spektakularny sukces. Sadkers opisał, jak uradowana Anne Bryant z AAUW mówiła swoim przyjaciołom: "Pamiętam, że kładłam się spać w nocy, kiedy wydano nasz raport, całkowicie podekscytowana. Kiedy obudziłam się następnego ranka, pierwszą myślą w moim umyśle było: "O mój Boże, co zrobimy dalej?". Potem przyszła kolej na działania polityczne i tu również obrońcy dziewcząt odnieśli sukces.

Kongres, uznając dziewczęta za "populację, która nie jest w wystarczającym stopniu wspierana" na równi z innymi dyskryminowanymi mniejszościami, uchwalił w 1994 roku Ustawę o Równości Płci w Edukacji. Przyznano miliony dolarów dotacji na badanie trudnej sytuacji dziewcząt i naukę przeciwdziałania dyskryminacji wobec ich. Na IV Światowej Konferencji ONZ w sprawie Kobiet w Pekinie w 1995 roku członkowie Amerykańskiej delegacji przedstawili braki edukacyjne i psychologiczne amerykańskich dziewcząt jako problem praw człowieka.

Rozwikłanie Mitu

Pod koniec lat 90. mit pokrzywdzonej dziewczynki zaczął się rozwiewać i wzrosła troska o chłopców. W 1997 roku Public Education Network (PEN) ogłosiło na swojej dorocznej konferencji wyniki nowego badania dotyczącego nauczycieli i uczniów zatytułowanego The American Teacher 1997: Examining Gender Issues in Public Schools. Badanie zostało sfinansowane przez Towarzystwo Ubezpieczeniowe Metropolitan Life i przeprowadzone przez firmę Louis Harris and Associates.

W ciągu trzymiesięcznego okresu w 1997 roku zadano różne pytania dotyczące równości płci 1 306 uczniom i 1 035 nauczycielom w klasach od siódmej do dwunastej. Badanie MetLife nie miało żadnych doktrynalnych celów. Zaprzeczyło większości ustaleń AAUW, Sadkers i Centrum Badań nad Kobietami Wellesley College: "W przeciwieństwie do powszechnie panującego przekonania, że chłopcy mają przewagę nad dziewczętami w szkole, dziewczęta wydają się mieć przewagę nad chłopcami w zakresie ich planów na przyszłość, oczekiwań nauczycieli, codziennych doświadczeń w szkole i interakcji w klasie".

Inne wnioski z badania MetLife: Dziewczęta częściej niż chłopcy postrzegają siebie jako osoby chcące iść na studia i częściej chcą mieć dobre wykształcenie. Ponadto więcej chłopców (31%) niż dziewcząt (19%) uważa, że nauczyciele nie słuchają tego co mają do powiedzenia.

Na konferencji PEN Nancy Leffert, psycholog dziecięcy z Search Institute w Minneapolis, przedstawiła wyniki badań, które przeprowadziła wśród ponad 99 000 dzieci z klas od szóstej do dwunastej. Dzieci zostały zapytane o coś, co badacze nazywają "atutami rozwojowymi". Search Institute zidentyfikował czterdzieści kluczowych atutów - "elementów składowych zdrowego rozwoju". Połowa z nich to czynniki zewnętrzne, takie jak wspierająca rodzina i wzorce zachowań osób dorosłych, a połowa to czynniki wewnętrzne, takie jak motywacja do osiągania celów, poczucie celu w życiu i pewność siebie w kontaktach międzyludzkich.

Leffert wyjaśniła, nieco skruszona, że dziewczęta wyprzedzają chłopców w zakresie 37 z 40 atutów. W prawie każdym istotnym aspekcie dobrostanu dziewczęta miały przewagę nad chłopcami: czuły się bliżej swoich rodzin, miały wyższe aspiracje, silniejsze związki ze szkołą, a nawet lepsze umiejętności asertywności. Leffert zakończyła swoje wystąpienie mówiąc, że w przeszłości określała dziewczynki jako delikatne lub bezbronne, ale to badanie "pokazało mi, że dziewczynki mają bardzo silne atuty".

Horatio Alger Association, pięćdziesięcioletnia organizacja zajmująca się promowaniem i wspieraniem indywidualnej inicjatywy oraz "amerykańskiego marzenia", przeprowadza coroczne ankiety. W ankiecie przeprowadzonej w 1998 roku zestawiono dwie grupy uczniów: "odnoszących sukcesy" (około 18% amerykańskich uczniów) i "pozbawionych złudzeń" (około 15%). Uczniowie, którzy odnoszą sukcesy - ciężko pracują, wybierają wymagające zajęcia, traktują obowiązki szkolne jako priorytet, uzyskują dobre oceny, uczestniczą w zajęciach pozalekcyjnych i mają poczucie, że nauczyciele i administratorzy troszczą się o nich i słuchają ich. Według stowarzyszenia w badaniu z 1998 roku grupa, która odnosi sukcesy, to w 63% kobiety i w 37% mężczyźni. Uczniowie rozczarowani są pesymistycznie nastawieni do przyszłości, otrzymują niskie oceny i mają mało kontaktów z nauczycielami. Grupę rozczarowaną można precyzyjnie scharakteryzować jako zdemoralizowaną. "prawie 7 na 10 stanowią mężczyźni".

Wiosną 1998 roku Judith Kleinfeld, psycholog z Uniwersytetu Alaski, opublikowała wnikliwą krytykę badań nad uczennicami, zatytułowaną "Mit O Tym, Że Szkoły Zaniedbują Dziewczęta: Nauka Społeczna W Służbie Oszustwa". Kleinfeld ujawnił wiele błędów w badaniach Centrum AAUW/Wellesley, dochodząc do wniosku, że jest to "polityka przebrana za naukę". Raport Kleinfelda skłonił kilka publikacji, w tym "The New York Times" i "Education Week", do ponownego przyjrzenia się twierdzeniom o tragicznym stanie dziewcząt.

AAUW nie odpowiedział odpowiednio na żadne z merytorycznych zastrzeżeń Kleinfelda; zamiast tego jej obecna przewodnicząca, Maggie Ford, skarżyła się w rubryce listowej New York Timesa, że Kleinfeld "sprowadza problemy naszych dzieci do małostkowego 'kto jest w gorszej sytuacji, chłopcy czy dziewczynki? co prowadzi nas donikąd". Ten komentarz lidera organizacji, która przez prawie dekadę niestrudzenie promowała tezę, że Amerykanki są "pozbawiane szans", jest dość niezwykły.

Chłopcy Oraz Ich Matki

Rosnące dowody na to, że szala przechyla się nie na korzyść dziewcząt, ale na niekorzyść chłopców, zaczynają inspirować cichy rewizjonizm. Niektórzy pedagodzy przyznają, że chłopcy są po tej złej stronie różnicy między płciami. W 1998 roku spotkałam się z przewodniczącym Kuratorium Oświaty w Atlancie. Kto radzi sobie lepiej w szkołach Atlanty - chłopcy czy dziewczynki? zapytałam. "Dziewczęta" - odpowiedział bez wahania. W jakich dziedzinach? Zapytałam. "W każdej dziedzinie, którą wymieniłaś". Dyrektor szkoły średniej w Pensylwanii mówi o swojej szkole: "Uczniowie, którzy dominują na liście osób porzucających naukę, zawieszonych, nieradzących sobie z nauką i innych negatywnych wskaźników braku osiągnięć w szkole, to w przeważającej mierze mężczyźni".

Carol Gilligan również zaczęła poświęcać chłopcom trochę uwagi. W 1995 roku wraz z kolegami z Harvard University School of Education zainaugurowała "Projekt Harvarda Dotyczący Psychologii Kobiet, Rozwoju Chłopców I Kultury Męskości". W ciągu roku Gilligan ogłosiła istnienie kryzysu wśród chłopców, który był równie zły lub gorszy od tego, który dotyka dziewczęta. "Rozwój psychologiczny dziewcząt w patriarchacie wiąże się z procesem zaćmienia, który jest jeszcze bardziej całkowity w przypadku chłopców" - napisała w artykule z 1996 roku zatytułowanym "Centralność relacji w rozwoju człowieka".

Gilligan twierdzi, że odkryła "zaskakujący wzór asymetrii rozwojowej": dziewczęta przechodzą traumę, gdy wchodzą w okres dojrzewania, podczas gdy dla chłopców okresem kryzysu jest wczesne dzieciństwo. Chłopcy w wieku od trzech do siedmiu lat są poddawani presji, by "przyjąć do siebie strukturę lub porządek moralny patriarchalnej cywilizacji: zinternalizować patriarchalny głos". Ten proces maskulinizacji jest traumatyczny i niszczący. "W tym wieku" - powiedziała Gilligan w 1996 roku dziennikowi The Boston Globe - "chłopcy wykazują dużą częstotliwość występowania depresji, niekontrolowanych zachowań, zaburzeń w nauce, a nawet alergii i jąkania".

Można z zadowoleniem przyjąć akceptację Gilligan dla faktu, że chłopcy również mają problemy, pozostając jednocześnie głęboko sceptycznym wobec jej pomysłów na ich źródło. Teoria Gilligan dotycząca rozwoju chłopców obejmuje trzy hipotetyczne twierdzenia: 1) Chłopcy ulegają deformacji i chorobie w wyniku traumatycznego, przymusowego oddzielenia od matki. 2) Pozornie zdrowi chłopcy są odcięci od własnych uczuć i uszkodzeni w zdolności do tworzenia zdrowych relacji. 3) Dobrobyt społeczeństwa może zależeć od uwolnienia chłopców od "kultur, które cenią lub waloryzują bohaterstwo, honor, wojnę i rywalizację - kulturę wojowników, ekonomię kapitalizmu". Rozważmy po kolei każdą z propozycji.

Według Gilligan chłopcy są szczególnie narażeni na ryzyko we wczesnym dzieciństwie; cierpią na "częstsze jąkanie, moczenie nocne, problemy z nauką (...), kiedy normy kulturowe zmuszają ich do oddzielenia się od matek". (Czasami dodaje do listy alergie, zaburzenia uwagi i próby samobójcze). Nie przytacza żadnych badań pediatrycznych na poparcie swojej teorii o pochodzeniu tych różnych zaburzeń we wczesnym dzieciństwie. Czy istnieją na przykład badania pokazujące, że chłopcy, którzy pozostają w bliskiej więzi ze swoimi matkami, rzadziej zapadają na alergie lub moczą łóżka?

Twierdzenie Gilligan, że "presja norm kulturowych" powoduje, że chłopcy oddzielają się od swoich matek i w ten sposób powstają liczne wczesne zaburzenia, nie zostało przetestowane empirycznie. Gilligan nie oferuje też żadnych wskazówek, jak można by to sprawdzić. Wydaje się, że nie uważa, by jej twierdzenia wymagały empirycznego potwierdzenia. Jest przekonana, że chłopców trzeba chronić przed kulturą - kulturą, w której męskość waloryzuje wojnę i ekonomię kapitalizmu, kulturą, która odczula chłopców, a poprzez zatapianie ich człowieczeństwa jest przyczyną "zachowań wymykających się spod kontroli i wpływu" i stanowi ostateczne źródło wojny i innych aktów przemocy popełnianych przez mężczyzn.

Czy jednak chłopcy są agresywni i gwałtowni dlatego, że są psychicznie oddzieleni od swoich matek? Trzydzieści lat badań sugeruje, że to raczej nieobecność męskiego rodzica jest problemem. Chłopcy najbardziej narażeni na przestępczość i przemoc to ci, którzy są fizycznie odseparowani od swoich ojców. Amerykańskie Biuro Spisu Powszechnego podaje, że w 1960 roku liczba dzieci mieszkających z matką, ale nie z ojcem, wynosiła 5,1 miliona; w 1996 roku liczba ta wynosiła już ponad 16 milionów. Wraz z nasileniem fenomenu braku ojca nasiliła się przemoc. Już w 1965 roku senator Daniel Patrick Moynihan zwrócił uwagę na społeczne niebezpieczeństwa związane z wychowywaniem chłopców bez ojcowskiej obecności. W opracowaniu dla Departamentu Pracy z 1965 roku napisał: "Społeczność, która dopuszcza, by duża liczba młodych mężczyzn dorastała w rozbitych rodzinach, zdominowanych przez kobiety, nigdy nie nawiązując stabilnej relacji z męskim autorytetem, nigdy nie nabywając racjonalnych oczekiwań co do przyszłości - taka społeczność prosi o chaos i go dostanie".

Socjolog David Blankenhorn w książce Fatherless America (1995) napisał: "Pomimo trudności w udowodnieniu związku przyczynowego w naukach społecznych, waga dowodów coraz bardziej potwierdza wniosek, że brak ojca jest głównym generatorem przemocy wśród młodych mężczyzn". William Galston, były doradca ds. polityki wewnętrznej w administracji Clintona, który obecnie pracuje na Uniwersytecie Maryland, oraz jego koleżanka Elaine Kamarck, obecnie pracująca na Harvardzie, zgadzają się z tym stwierdzeniem.

Komentując związek między przestępczością a rodzinami niepełnymi, napisali w raporcie instytutu z 1990 roku: "Związek jest tak silny, że uwzględnienie konfiguracji rodziny wymazuje związek między rasą a przestępczością oraz między niskimi dochodami a przestępczością. Ten wniosek pojawia się wielokrotnie w literaturze".

Nieświadoma wszystkich dowodów na to, że separacja ojcowska powoduje nieprawidłowe zachowanie u chłopców, Carol Gilligan wzywa do fundamentalnej zmiany w wychowaniu dzieci, która utrzymywałaby chłopców w bardziej wrażliwej relacji z ich kobiecą stroną. Musimy uwolnić młodych mężczyzn od destrukcyjnej kultury męskości, która "ogranicza ich zdolność do odczuwania bólu własnego i innych ludzi, do poznawania smutku własnego i innych" - pisze. Ponieważ patologia, tak jak ją zdiagnozowała, jest prawdopodobnie uniwersalna, lekarstwo musi być radykalne. Musimy zmienić samą naturę dzieciństwa: musimy znaleźć sposób na utrzymanie więzi chłopców z matkami. Musimy podważyć system socjalizacji, który jest tak "niezbędny do utrwalenia patriarchalnych społeczeństw".

Poglądy Gilligan są atrakcyjne dla wielu osób, które wierzą, że chłopcy mogliby zyskać, będąc bardziej wrażliwymi i empatycznymi. Jednak każdy, kto zamierza zaangażować się w projekt Gilligan polegający na nawiązaniu przez chłopców kontaktu z ich wewnętrzną kobietą, powinien pamiętać, że jej główna teza - że chłopcy są zniewoleni przez konwencjonalne idee męskości - nie jest hipotezą naukową. Wydaje się też, że Gilligan nie traktuje jej w ten sposób, ponieważ nie przedstawia żadnych danych na jej poparcie. W rzeczywistości jest to ekstrawagancka spekulacja, która nie byłaby traktowana poważnie na większości profesjonalnych wydziałów psychologii.

Na mniej akademickim poziomie proponowana przez Gilligan reforma wydaje się podważać zdrowy rozsądek. To oczywiste, że chłopiec chce, by ojciec pomógł mu stać się młodym mężczyzną, a przynależność do kultury męskości jest ważna dla prawie każdego chłopca. Podważanie jego pragnienia, by stać się "jednym z chłopców", jest zaprzeczeniem, że biologia chłopca determinuje wiele z tego, co on preferuje i do czego jest przyciągany. Niestety, zaprzeczając naturze chłopców, teoretycy wychowania mogą przysporzyć im wiele nieszczęść.

Gilligan mówi o radykalnej reformie "fundamentalnej struktury autorytetu" poprzez wprowadzenie zmian, które uwolnią chłopców od wiążących ich stereotypów. Ale w jakim sensie amerykańscy chłopcy są niewolni? Czy młody Mark Twain lub młody Teddy Roosevelt byli zniewoleni przez konwencjonalne sposoby bycia chłopcem? Czy przeciętny Little Leaguer lub Cub Scout jest wadliwy w sposób, który sugeruje Gilligan? W praktyce upodobnienie chłopców do dziewcząt oznacza powstrzymanie ich od segregacji do grup wyłącznie męskich. To ciemniejsza, przymusowa strona projektu "uwolnienia" chłopców z męskich kaftanów bezpieczeństwa.

Z pewnością prawdą jest, że niewielka grupa dzieci płci męskiej jest - jak twierdzi Gilligan - znieczulona i odcięta od uczuć czułości i troski. Ale ci chłopcy nie są reprezentatywni dla swojej płci. Gilligan mówi o chłopcach, że "ukrywają swoje człowieczeństwo", wykazując zdolność do "krzywdzenia bez poczucia krzywdy". Twierdzi, że jest to mniej lub bardziej uniwersalny stan, który istnieje, ponieważ ogromna większość chłopców jest zmuszona do oddzielenia się od swoich opiekunów. Jednak pomysł, że chłopcy są nienormalnie nieczuli, jest sprzeczny z codziennym doświadczeniem. Chłopcy, owszem, są konkurencyjni i często agresywni, ale każdy, kto ma z nimi bliski kontakt - rodzice, dziadkowie, nauczyciele, trenerzy, przyjaciele - otrzymuje codziennie dowód ich człowieczeństwa, lojalności i współczucia.

Gilligan wydaje się popełniać ten sam błąd w przypadku chłopców, który popełniła w przypadku dziewczynek - obserwuje kilkoro dzieci i interpretuje ich problemy jako oznaki głębokiego i ogólnego złego samopoczucia spowodowanego sposobem, w jaki nasze społeczeństwo narzuca stereotypy dotyczące płci. Uważa, że presja, by dostosować się do tych stereotypów, upośledza, niepokoi i deformuje przedstawicieli obu płci w okresie dorastania. W rzeczywistości - z ważnym wyjątkiem chłopców, których ojcowie są nieobecni i którzy czerpią swoją koncepcję męskości z grup kolegów - większość chłopców nie jest agresywna. Większość nie jest nieczuła czy aspołeczna. Są po prostu chłopcami - a bycie chłopcem nie jest samo w sobie wadą.

zy Gilligan rzeczywiście rozumie chłopców? Czy empatyzuje z nimi? Czy jest wolna od mizandrii, którą zaraża tak wielu teoretyków płci, którzy nie przestają obwiniać "męskiej kultury" za wszystkie społeczne i psychologiczne bolączki? Nic, co widzieliśmy lub słyszeliśmy, nie daje najmniejszej pewności, że Gilligan i jej zwolennicy są wystarczająco mądrzy lub obiektywni, by powierzyć im opracowanie nowych sposobów socjalizacji chłopców.

Każde społeczeństwo staje przed problemem ucywilizowania swoich młodych mężczyzn. Tradycyjne podejście polega na kształceniu charakteru: Rozwijaj w młodym człowieku poczucie godności. Pomóż mu stać się rozważnym, sumiennym człowiekiem. Zrób z niego dżentelmena. Takie podejście szanuje męską naturę chłopców, jest sprawdzone i działa. Nawet dziś, pomimo kilku dekad moralnego zamętu, większość młodych mężczyzn rozumie pojęcie "dżentelmen" i akceptuje ideały, które ono przywołuje.

Gilligan i jej zwolennicy proponują coś zupełnie innego: ucywilizowanie chłopców poprzez zredukowanie ich męskości. Gloria Steinem radzi: "Wychowuj chłopców tak, jak wychowuje się dziewczynki". Takie podejście jest głęboko lekceważące wobec chłopców. Jest wścibskie, obraźliwe i wykracza poza to, do czego zobowiązani są wychowawcy w wolnym społeczeństwie.

Czy z wykreowanego kryzysu umniejszania roli dziewcząt wynikło coś wartościowego? Tak, trochę. Rodzice, nauczyciele i administratorzy zwracają teraz większą uwagę na braki dziewcząt w matematyce i naukach ścisłych oraz bardziej wspierają ich udział w sporcie. Ale kto może powiedzieć, że te korzyści przeważają nad szkodą wyrządzoną przez rozpowszechnianie mitu o niewiarygodnie małej dziewczynce lub przedstawianie chłopców jako niesprawiedliwie faworyzowanej płci?

[No, kobiety mogą uważać że te drobne korzyści przewyższają jakiekolwiek wady dla innych. Worth the Risk? Greater Acceptance of Instrumental Harm Befalling Men than Women - Archives of Sexual Behavior - "Krzywda instrumentalna pozwala aktorom moralnym wykorzystywać, poważnie ranić, a nawet zabijać niewinne osoby dla większego dobra. Ludzie są bardziej skłonni do wyrządzania krzywdy instrumentalnej mężczyznom niż kobietom. Zwłaszcza kobiety są mniej skłonne do wyrządzania krzywdy innym kobietom (...) asymetria wynika głównie z tego, że w różnych kontekstach kobiety, nie mężczyźni, częściej akceptują krzywdę instrumentalną wyrządzaną mężczyznom niż kobietom (...) osoby silniej popierające ideologię egalitarną, feministyczną lub liberalną wykazywały większe rozbieżności w akceptacji krzywdy instrumentalnej, tak że chętniej tolerowały krzywdę instrumentalną wyrządzaną mężczyznom (...) ta nierówność płci utrzymuje się w bardzo istotnych, ale niedostatecznie zbadanych obszarach: medycynie, psychologii, edukacji, seksualności i opiekuńczości. (...) kobiety uczestniczące w badaniu częściej niż mężczyźni akceptowały uboczne szkody poniesione przez mężczyzn niż kobiety. Wzorzec ten potwierdza dobrze udokumentowany fakt, że kobiety mają silniejsze tendencje wewnątrzgrupowe niż mężczyźni (...) kobiety-politycy mogą być szczególnie ostrożne w promowaniu polityk lub inicjatyw ryzykujących szkody dla innych kobiet, ale mniej ostrożne, kiedy ryzykują one szkody dla mężczyzn (...) Dla wielu ludzi akceptacja instrumentalnych szkód wyrządzonych mężczyznom jest postrzegana jako warta kosztów, by osiągnąć inne cele społeczne."

W dzisiejszych czasach chłopiec, nie z własnej winy, zostaje uznany za współwinnego społecznej zbrodni, jaką jest zaniedbywanie dziewcząt. Tymczasem rzekomo uciszana i zaniedbywana dziewczyna siedząca obok niego jest prawdopodobnie lepszą uczennicą. Jest prawdopodobnie bardziej elokwentna, dojrzalsza, bardziej zaangażowana i bardziej zrównoważona. Chłopiec może być świadomy, że ma ona większe szanse na pójście na studia. Może uważać, że nauczyciele wolą przebywać z dziewczynami i poświęcają im więcej uwagi. Jednocześnie ma niewygodną świadomość, że jest uważany za przedstawiciela płci uprzywilejowanej i dominującej.

Pogłębiająca się różnica między płciami w wynikach w nauce jest realna. Zagraża ona przyszłości milionów amerykańskich chłopców. Chłopcy nie muszą być ratowani przed swoją męskością. Ale nie otrzymują pomocy, której potrzebują. W klimacie braku akceptacji, w którym chłopcy obecnie funkcjonują, programy mające im pomóc mają bardzo niski priorytet. To musi się zmienić. Powinniśmy odrzucić stronniczość, która obecnie zaciemnia kwestie związane z różnicami płciowymi w szkołach. Powinniśmy zaapelować o równowagę, obiektywne informacje, sprawiedliwe traktowanie i wspólny narodowy wysiłek na rzecz przywrócenia chłopców na właściwą drogę.

Oznacza to, że nie możemy dłużej pozwalać, by stronnictwo dziewcząt ustalało zasady.

...23 lata później, ups, najwyraźniej pozwolono na to. I przykładowo taki artykuł w New York Times Czy mężczyźni są przeoczoną przyczyną spadku dzietności?

W latach 2006-2010 w Stanach Zjednoczonych co czwarty mężczyzna w wieku 40 lat był bezdzietny, w porównaniu z co siódmą kobietą. Nie jest to oczywiście spowodowane brakiem mężczyzn. (...) Jest to spowodowane brakiem "odpowiednich" mężczyzn, ponieważ kobiety stają się coraz bardziej wymagające. Nawet w najbardziej egalitarnych pod względem płci krajach świata kobiety preferują mężczyzn o stosunkowo wysokich dochodach i wykształceniu.

Zabawne jest jeszcze jedno zdanie: "Mężczyźni coraz częściej prowadzą życie, w którym czują, że nie są w stanie w pełni się realizować, co powoduje, że kobiety nie chcą mieć z nimi dzieci".

Edit
Pub: 07 Apr 2023 14:45 UTC
Views: 6091